Piwo na zimę

Zima kojarzy się ze śniegiem, skrobaniem szyb samochodowych, górami, nartami, kominkiem i oczywiście napojami rozgrzewającymi. Ten kto nie pił herbaty z rumem i grzanego wina nie może utrzymywać, że był w górach. Kto nie zaznał podwójnie gorącego smaku groga, ten nie wie po co schodzi się z górskich szczytów.

Niestety wśród tych zacnych trunków piwo wciąż jeszcze odgrywa marginalną rolę. A szkoda, bo napój ten nadaje się na przeróżne okazje, także zimowe. Dla miłośników piwa nie będzie wielkim odkryciem, że piwo doskonale nadaje się do przygotowywania grzańca. Podgrzane (nie gotowane) z goździkami, imbirem i skórką pomarańczową zamienia się w napój, który może i niewiele ma wspólnego z tradycyjnym pojęciem piwa, ale w niektórych okolicznościach to jedyny sposób by docenić jego piwny smak. Fachowcy od serwowania piwa prześcigają się w poradach i patentach na idealne temperatury serwowania tego napoju. Wróćmy zatem na chwilę w góry i podajmy zziębniętemu turyście idealnie schłodzonego pilsa w oszronionym pokalu. Prawdopodobnie jego entuzjazm zostanie skutecznie oziębiony przez lodowate piwo. Reguły należy na bieżąco dostosowywać do określonych warunków zewnętrznych. Thomas Jefferson powiedział kiedyś „w sprawach zasad bądź niczym skała, w sprawach smaku płyń z prądem”. Ten sam turysta oniemieje z zachwytu otrzymując stosownie podgrzane piwo z miodem, korzeniami i odrobiną whisky. W ten sposób odkrywamy nowy wymiar piwa. Piwa, które wcale nie musi być zimne czy nawet schłodzone lecz takiego, które potrafi odnaleźć się w różnych warunkach.

No dobrze, powie miłośnik piwa i górskich wycieczek a co w przypadku, gdy piwo pochodzi wprost z plecaka, pod ręką brak maszynki notabene spirytusowej a ja odczuję nieodpartą potrzebę spożycia kalorii w płynnej formie? Na szczęście bogata historia i burzliwy rozwój gatunków piwa pozwala odpowiedzieć wyczerpująco na to pytanie. Analizując piwny świat łatwo możemy wyłuskać z niego to, co nie musi być schłodzone, zimne i orzeźwiające tak samo jak nie musi wrzeć i buchać parą. Szukając najbliżej, znaleźć możemy rodzonego brata znanego wszystkim jasnego piwa dolnej fermentacji (lagera) czyli gatunek strong lager. Wyższy poziom alkoholu w tym piwie powoduje że zdecydowanie inaczej odbieramy jego smak. Dobre jakościowo, mocne, jasne piwa dolnej fermentacji mają w sobie coś z koniaku i whisky. Krótko rozgrzewają na języku, w przełyku zaś i na podniebieniu pozostawiają długi cierpko-alkoholowy finisz. Zdecydowany zapach alkoholowy, dobrze komponuje się z zapachem słodowym i wyraźnym aromatem owocowym. Piwa te możemy spokojnie podać w temperaturze 10-11 stopni z korzyścią dla smaku. Niska temperatura obniża lotność związków, które tworzą bukiet piwa toteż chłodząc je nadmiernie zabijamy to, co w nim najcenniejsze. Ten gatunek idealnie nadaje się do spożywania na gorąco z rozmaitymi dodatkami.

Dolna fermentacja to nie tylko piwa jasne. Porter Bałtycki to gatunek (ginący niestety) który jeszcze mniej lubi chłodzenie, za to delikatnie ogrzany uwalnia całą gamę zapachów. Zaczyna się śliwkowo, później przechodzi w rodzynki, kawę , winogrona by skończyć na delikatnej nucie wędzonki. Posiada pełny, alkoholowy i sycący smak. To piwo, którego nie pije się duszkiem. Zawartość ekstraktu około 20% nie sprzyja orzeźwianiu. Za to zdecydowanie rozgrzewa.

Trochę bardziej egzotyczny dla przeciętnego piwosza gatunek to Bock. Ciemne piwo również produkowane metodą dolnej fermentacji oryginalnie wywodzące się z Niemiec. Gatunek ten szybko przeniósł się na nowe tereny. Niemieckojęzyczni piwosze z tęsknoty za prawdziwym piwem ściągnęli go do Norwegii, Stanów Zjednoczonych, Kanady a nawet Australii. O ile w Australii ciężko o warunki zimowe o tyle piwosze z Norwegii, z pewnością wiedzą dlaczego Bocka warto pić zimą. W piwie tym znajdziemy to, co nazywamy głębokim smakiem. Od lukrecji, marcepanu i migdałów poprzez toffi, karmel i ciemny słodowy aromat aż do nut przypalonych, koniakowych i whisky. Cudowna rozgrzewająca kompozycja.

Kiedy wyczerpiemy już wszystkie opcje dolnej fermentacji, możemy sięgnąć do wielkiej rodziny piw górnej fermentacji. I tu kroki zziębniętego turysty skierowałbym do Wielkiej Brytanii, by dać mu skosztować niepowtarzalnego smaku unikalnej odmiany piwa Ale – czyli Barley Wine. Jak sama nazwa wskazuje piwo to wiele ma wspólnego z winem. Wysoka zawartość chmielu, zwłaszcza w amerykańskiej wersji Barley Wine, powoduje że piwo to często wydaje się wręcz żywiczne. Zapach chmielu przeplata się z winnym aromatem owoców leśnych, rodzynek i suszonych śliwek. Zawartość alkoholu (nierzadko powyżej 12%) ubiera całość w ciepły kożuszek smaku, który byłby w stanie rozgrzać ekipę zdobywającą Mont Everest.

Amerykanie na określenie grupy piw, które lepiej spożywać zimą, mają bardzo trafne i sugestywne określenie „Winter Warmers” czyli zimowe rozgrzewacze. Jest to grupa spolaryzowana w stosunku do thirst quenchers czyli zaspokajaczy pragnienia. Winter Warmers to gatunki bogate zapachowo, esencjonalne i aromatyczne, podawane często w gobletach, snifterach czy koniakówkach. Podgrzewane dłonią, powoli uwalniają aromaty ciesząc podniebienie coraz to nowymi wrażeniami i z każdym łykiem dostarczają rozgrzewającej mocy.

    UWAGA! Po kliknięciu przycisku "Wyślij", wkrótce otrzymasz mail z voucherem i danymi do opłacenia kursu.